O huraganie Havrey i zaćmieniu słonecznym w dniu 21.07.2017

O huraganie Havrey i zaćmieniu słonecznym w dniu 21.07.2017


W jednym z ostatnich moich artykułów ostrzegałem przed konsekwencjami zaćmienia słonecznego w dniu 21.08.2017.


Zaćmienia słoneczne, lub też generalnie koniunkcje ciał niebieskich z udziałem Ziemi, są bezpośrednią przyczyną całego szeregu zjawisk geofizyczny z których, dla naszego codziennego życia, najważniejsze znaczenie mają zjawiska atmosferyczne.

Również to ostatnie zaćmienie słoneczne wpłynie zasadniczo na przebieg tych zjawisk na Ziemi i w następnych miesiącach i latach będziemy się musieli o tym niestety boleśnie przekonać.

Pierwszym zwiastunem tego wpływu było pojawienie się huraganu Hervey.


Huragan Hervey powstał jako niewielkie zaburzenie atmosferyczne w rejonie Wysp Zielonego Przylądka. Jego historia skończyłaby się zapewne równie szybko jak się zaczęła, gdyby nie to, że w międzyczasie doszło do zaćmienia słonecznego. Doskonale widoczne jest to w opisie historii tego huraganu.


Tuż przed zaćmieniem był on już na najlepszej drodze do tego aby skończyć swój żywot jako zwykły front atmosferyczny. Jego klasa została obniżona do najniższego poziom w skali oceny siły cyklonów atmosferycznych i meteorolodzy oczekiwali jego rychłego zaniknięcia.

Ale nagle wraz ze zbliżaniem się zaćmienia słonecznego jego siła zaczęła gwałtownie rosnąć, a poprzednio luźna struktura chaotycznie rozmieszczonych chmur, nabrała regularności prawdziwego Huraganu. Dalsza jego historia jest zapewne wszystkim znana, a straty jakie wyrządził w USA szacowane są wstępnie na 130 mld dolarów.

Oczywiście taki rozwój wypadków jest dla tzw. „naukowców” kompletną niespodzianką. Takiego przebiegu zdarzeń nikt nie oczekiwał i stąd może szkody były aż tak dotkliwe.

Inaczej jeśli spojrzy się na to z punktu widzenia mojej teorii.

Zaćmienie słoneczne ma globalny wpływ na charakterystykę zjawisk atmosferycznych. 


Również u nas, mimo że dzieliło nas tysiące kilometrów od tego zaćmienia, mogliśmy zaobserwować jego wpływ.

Mimo że prognozy pogody były bardzo optymistyczne i zapowiadały upalne lato.



Rzeczywistość okazała się całkiem inna. 

 
Zaćmienie słoneczne spowodowało wzrost oscylacji Tła Grawitacyjnego a tym samym przyczyniło się do zasadniczej zmiany przebiegu zjawisk fizycznych na Ziemi.

Jednym z rezultatów była zmiana stosunku poszczególnych składników atmosfery ziemskiej. Najważniejszym z nich jest oczywiście para wodna i ta w tych nowych warunkach uległa globalnemu przesyceniu. Pogłębiło się to również na skutek raptownego spadku temperatury. Co niektórzy jeszcze na pewno pamiętają jak dotkliwie to ochłodzenie było przez nasz organizm odczuwalne. W ciągu kilku zaledwie godzin z warunków pełni lata przeszliśmy do jesieni.

Nie inaczej miała się sprawa również w Ameryce Środkowej. Słabnący nad Jukatanem ośrodek burzowy Harvey nagle otrzymał olbrzymi zastrzyk energii. Skraplająca się z atmosfery para wodna oddaje do otoczenia olbrzymie ilosci  energii w trakcie tego przejścia fazowego. W połączeniu z osłabieniem ciśnienia atmosferycznego, jako bezpośredniego skutku zmniejszenia amplitudy oscylacji atomów materii, w warunkach rosnącego TG, dało to mieszankę wybuchową która musiała doprowadzić do katastrofy.

Oczywiście w przypadku huraganu Harvey poważną rolę odegrał zwykły splot okoliczności. Po prostu pierwotny front niżowy pojawił się w nieodpowiednim czasie i w nie odpowiednim miejscu. W innych warunkach do tej katastrofy by nie doszło. Pojawienie się zaćmienia słonecznego stworzyło, tej niegroźnej początkowo anomalii pogodowej, nie tylko optymalne warunki do wzrostu ale spowodowało też, że kierunek poruszania się powstałego huraganu musiał być skierowany tam, gdzie wpływ tego zaćmienia był największy a więc w kierunku centrum USA.

Jeśli jednak co niektórzy wpadną na pomysł, ze można już odwołać alarm i przejść do porządku dziennego, to oczywiście czeka ich jeszcze dotkliwa nauczka.

W przypadku huraganu Harvey mamy do czynienia z wpływem zmian wartości TG na już istniejący ośrodek niżowy.


Oczywiście zaćmienie słoneczne jest w stanie bezpośrednio spowodować powstanie huraganów oraz wpłynąć na ich intensywność jak i na siłę niszczycielską jaka rozwiną.

Jako przykład może nam posłużyć historia jednego z najcięższych a może najcięższego sezonu huraganów na Atlantyku w roku 2005.

Rok ten okazał się katastrofalnym jeśli chodzi o rozmiar szkód i zniszczeń w USA spowodowanych przez huragany.

Dlaczego do tej serii straszliwych huraganów doszło, postaram się tu krotko wytłumaczyć.
Aby to zrozumieć musimy zacząć całkiem gdzie indziej, a mianowicie od zasad tworzenia się plam słonecznych.

Pomimo, że dla wielu wyda się to absolutnie niemożliwe, oba te zjawiska bazują na identycznych zasadach.

W poniższym linku podałem opis tworzenia się plam słonecznych.



W gruncie rzeczy takie same zasady panują również na Ziemi z tym, że zamiast płynnego wodoru i helu na Ziemi koniunkcje ciał niebieskich oddziaływają bezpośrednio na wodę wszechoceanu.

Również w oceanie zmiany TG w strefie zaćmienia wpływają na oscylacje poszczególnych molekuł wody. Rosnąca częstotliwość TG powoduje, że molekuły wody słabiej reagują na te oscylacje. To samo czynią też atomy z których te molekuły się składają. Słabsze oscylacje wakuoli budujących atomy oznaczają jednak również zmniejszenie masy tych atomów.


W ten sposób również cząsteczki wody stają się lżejsze. W rezultacie w głębinach oceanu tworzą się olbrzymie pęcherze wody o mniejszym ciężarze właściwym niż woda otaczającego oceanu. Tak jak to obserwujemy w lawa lampie


Te pęcherze lżejszej wody zaczynają się wznosić ku powierzchni oceanu. Do tego dochodzi jednak kolejne zjawisko polegające na tym, że poszczególne molekuły wody nie poruszają się swobodnie, ale wchodzą w kontakt z innym cząstkami wody tworząc przestrzenne struktury o charakterze pseudokrystalicznym. Te struktury maja to do siebie, że zamrażają częstotliwość oscylacji tych molekuł na jakiś czas. Jednak w warunkach poruszania się tych pęcherzy w kierunku powierzchni oceanu maleje wartość lokalnego ziemskiego TG.


Częstotliwość oscylacji pozostaje jednak niezmienna, co przy rosnącej ich amplitudzie, musi spowodować naturalny wzrost temperatury wody takiego pęcherza, w rezultacie czego pojawiają się, po upływie paru tygodni, obszary na powierzchni oceanu, o podwyższonych wartościach temperatury. Bezpośrednio po zaćmieniu słonecznym te obszary osiągają też największą temperaturę i rozmiary tak że stają się zaczątkiem tworzenia się huraganów w atmosferze.

W roku 2005 mieliśmy do czynienia z zaćmieniem słonecznym które w swojej końcowej fazie objęło również równikowe obszary Atlantyku przy wybrzeżu Ameryki Południowej.


Na skutek geometrycznej projekcji tego zaćmienia na powierzchnię Ziemi doszło do poważnego wzrostu TG w głębokich warstwach oceanu, w tej części Atlantyku i do tworzenia się opisanych powyżej pęcherzy wody o objętości milionów metrów sześciennych, powoli przemieszczających się ku powierzchni.

Szczególnie pechowe było to, że to zaćmienie zdarzyło się tuż przed rozpoczęciem sezonu huraganów. Wprawdzie trochę za wcześnie, ale wystarczająco blisko czasowo, aby pęcherze z gorącą wodą na czas dotarły do powierzchni.


W konsekwencji sezon huraganów rozpoczął się zdecydowanie wcześniej i to od razu z grubej rury, rekordowym huraganem Denis



po którym wystąpił jeszcze silniejszy huragan Emily



Co natychmiast rzuca się nam w oczy to to, że oba te huragany wytworzyły się dokładnie nad tym samym obszarem, który dwa miesiące wcześniej znalazł się pod wpływem zaćmienia słonecznego.

W tej części oceanu ciepłe powierzchniowe masy wodne przemieszczają się po trasie nazywanej Prądem Zatokowym.



Schematycznie można go tak przedstawić:



W szczegółach wygląda już trochę inaczej:



Jak widzimy składa się on z pojedynczych rotujących komórek przemieszczających się wzdłuż wybrzeża Ameryki Środkowej i Północnej.

Zjawisko przemieszczania się mas wodnych dotyczy też i pęcherzy wodnych powstałych po zaćmieniu słonecznym w dniu 08.04.2005.

Również i te pęcherze przemieszczały się w kierunku wybrzeży USA i to właśnie w ich obrębie dochodziło raz za razem do tworzenia się coraz silniejszych huraganów .

Po Emily przyszła kolej na Irene



dalej Katrina



Ofelia



oraz ekstremalnie silny huragan Wilma



Widzimy wyraźnie jakiemu przemieszczeniu uległ obszar powstania huraganów w czasie. Z tego możemy wywnioskować w jakim tempie przemieszczają się pęcherze wody w oceanie po zaćmieniu słonecznym.

Oczywiście podany przykład nie jest jedyny i możemy w tym przypadku mówić o regule sterującej intensywnością sezonu huraganów na Atlantyku.

Innym jest np. sezon w roku 1995 w którym miało miejsce zaćmienie słońca w rejonie równikowego Atlantyku w dniu 29.04.1995.



Rozkład huraganów widzimy na kolejnej grafice



Z opisanych przypadków możemy wyciągnąć wnioski co do zasad tworzenia się huraganów.

Jeśli sezon taki poprzedzony jest zaćmieniem słonecznym, a obszar jego powstania umieszczony jest tak, że pęcherze wody pojawiają się na powierzchni oceanu w okresie letnim w rejonie Karaibów to musi dojść do intensywnego tworzenia się huraganów. Jeśli równocześnie jakieś zaćmienie objęło obszar południa i wschodu USA, to trzeba się też liczyć z ponadprzeciętną częstotliwością lądowania takich huraganów na wybrzeżu USA oraz z odpowiednio dużymi stratami.

W odniesieniu do aktualnego zaćmienia oznacza to, że wystąpiło ono trochę za późno aby zapoczątkować rekordowy sezon. Nie jest jednak wykluczone, że pęcherze cieplej wody stosunkowo szybko osiągną powierzchnię Morza Sargasowego a następnie podążą w kierunku Florydy. To zjawisko wymaga czasu, tak więc w obecnym sezonie największe huragany wystąpią stosunkowo późno i zagrażają w pierwszym rzędzie obszarowi Florydy oraz terenom na północ od niej.
Można się też spodziewać, że często lądować będą na wybrzeżu USA.

Z drugiej strony mała aktywność słoneczna, jak i brak koniunkcji planet w najbliższym czasie, oddziaływają hamująco na skłonności do tworzenia się huraganów. 


Wszystko zależy więc od tego, które z czynników okażą się być dominujące.
W każdym razie niebezpieczeństwo silnych huraganów w tym roku jest znaczne, szczególnie takich o rekordowych prędkościach wiatru.

Na miejscu Amerykanów na wschodnim wybrzeżu zabrałbym się już za robienie zapasów. Może być gorąco. 


Uzupełnienie z dnia 05.09.2017



Huragan „Irma“ 


rozwija się zgodnie z planem i jego przewidywana trasa wiedzie wprost w kierunku Florydy.

Również inne zjawiska geofizyczne osiągnęły wysoki poziom aktywności. Najnowszy komentarz na ten temat umieściłem tutaj:






W przypadku „Irmy” największe niebezpieczeństwo polega na tym, że już jutro (06.09.2017) mamy pełnię Księżyca. Ponieważ następuje ona tuż po ostatnim zaćmieniu słonecznym możemy być tego pewni, że Księżyc znajduje się jeszcze bardzo blisko linii łączącej Ziemię ze Słońcem a więc mamy optymalne warunki do wzrostu Tła Grawitacyjnego.



Będzie to oczywiście związane z globalnymi zmianami składu atmosfery ziemskiej i z przesyceniem jej parą wodną. Dla huraganu oznacza to nowy olbrzymi przypływ energii i huragan ten jutro i pojutrze osiągnie zapewne swoją maksymalną niszczycielską siłę.

Będzie to kolejny dowód na prawidłowość mojej teorii i jej skuteczność w przewidywaniu przebiegu zjawisk geofizycznych na Ziemi. 



Uzupełnienie 07.09.2017


W trakcie kiedy cała uwaga społeczności skupia się na huraganie „Irma“, tworzą się nowe ośrodki zagrożenia. Już od kilku dni obserwowano obecność dwóch systemów burzowych w rejonie Karaibów. Pierwszy o nazwie „Katia“utworzył się w Zatoce Meksykańskiej, a drugi „Jose“ powstał tym samym rejonie Atlantyku co „Irma“, ale parę dni po niej i jest tak jakby jej bliźniakiem.



Do wczoraj nie stanowiły one większego zagrożenia. Zarówno „Katia“


jak i „Jose“



kwalifikowane były jako „tropikalne burze“ i nic nie wskazywało aby w najbliższym czasie coś się mogło w tym radykalnie zmienić.

Tymczasem tak jak ostrzegałem, pełnia księżyca, a tym samym przyrost wartości TG, zmieniła wszystko i w ciągu zaledwie kilku godzin obie te burze równocześnie przeobraziły się w prawdziwe huragany.

To jednak nie koniec. Huragany w rejonie Wysp Zielonego Przylądka tworzą się teraz jak na taśmie i już widać zalążek następnego.


Jest to już kolejny dowód na prawidłowość mojej teorii i kolejny przykład tego, do jakiego stopnia „nauka” opanowana jest przez durni i złodziejaszków. To że „naukowcy” są złodziejami można by było jeszcze wybaczyć. To że to takie gamonie to już prawdziwy skandal.

Największym skandalem jest jednak to, że ludzie dają się tym oszustom w tak prymitywny sposób robić w balona.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Szukaj na tym blogu